Marcin Giełzak

Marcin Giełzak

Przedsiębiorca, dziennikarz, autor i współautor książek i artykułów, ekspert w dziedzinie nowoczesnych technologii i innowacyjnych modelów biznesowych.
Więcej

Wielbłąd i ucho igielne, czyli o religii i gospodarce

Okazję do nakreślenia tych kilku słów stworzyło mi ukazanie się książki Religia a gospodarka autorstwa Janusza Skodlarskiego to najnowsza pozycja w cenionej serii Krótkie Wprowadzenie. Czytając tę pracę — z ołówkiem w ręku — poczyniłem sporo uwag na marginesach (często polemicznych, o czym niżej), ale i nie raz stawiałem wykrzyknik przy stwierdzeniach, o których wcześniej nie miałem pojęcia (przykład: „W XVIII wieku rolnictwem zajmowało się tylko 14 rodzin żydowskich” albo „Kalwin potępiał lichwę, jeśli pożyczono na cele konsumpcyjne, ale nie, jeśli była to pożyczka inwestycyjna”).

 

Każdy badacz, który zajmuje się kwestią relacji religii oraz ekonomii ma wielkiego poprzednika, którego dzieło stanowi niewzruszony punkt odniesienia. Mowa tu oczywiście o Maksie Weberze i jego pracy Etyka protestancka i duch kapitalizmu. Odkąd niemiecki socjolog ogłosił swoje opus magnum uczeni parający się podobną tematyką dzielą się na „weberystów”, którzy popularyzacją lub pogłębiają naczelną tezę mistrza (do tej grupy należy Janusz Skodlarski) oraz „anty-weberystów”, którzy z różnych pozycji (od katolickich po marksistowskie) ją podważają.

Sama teza jest oczywiście dobrze znana, więc dla porządku przytoczę tylko jej „genealogiczne” sedno: kapitalizm w oczach Webera stanowił produkt protestanckiej etyki pracy, której najpełniejszy wyraz stanowiło nauczanie purytańskie zainspirowane pismami Jana Kalwina. Wynikać miało to z dość specyficznego rozumienia doktryny predestynacji, czyli wiary to, że tylko niewielka część ludzi zostanie zbawiona, a Bóg już podjął decyzję o tym, kto należy do grona wybranych. Na Niebo nie da się zasłużyć, wybór został zatem dokonany, zanim się urodziliśmy. Taki stan rzeczy musiał, rzecz jasna, budzić niepokój u niejednego bogobojnego purytanina, który szukał jakiejkolwiek „podpowiedzi” odnośnie tego, czy i on zalicza się do grona wybranych.

 
Popularne, choć sprzeczne z nauką Kalwina, stało się postrzeganie powodzenia w życiu doczesnym jako wyrazu bożej przychylności. Kto miał pieniądze i kto w opinii sąsiadów rozporządzał nimi w sposób rozsądny i etyczny, ten był „dobrym protestantem”, a zatem najpewniej — jednym z przeznaczonych do życia wiecznego.

 

Z czasem religijny aspekt troszczenia się o oszczędność, zaradność, prowadzenie dobrej księgowości i etycznego biznesu osłabł, a pomnażanie zysków stało się celem samym dla siebie. W ten sposób, zdaniem Webera, protestancka Północ wyprzedziła gospodarczo katolickie Południe. W omawianej pracy zainteresowany czytelnik znajdzie oczywiście pełniejsze omówienia tego stanowiska.

W pierwszym akapicie zapowiedziałem jednak polemikę, do której teraz pragnę przejść. Dotyczy ona nie tyle centralnych tez zawartych w książce, ile ich biblijnego uzasadnienia. Mianowicie: Autor czyta przypowieści zawarte w Nowym Testamencie w moim odczuciu nazbyt dosłownie, co czasem prowadzi go do wyciągania wniosków idealnie odwrotnych w stosunku do tych, które wysnułby teolog. Rozważmy znaną przypowieść o talentach. Zdaniem Janusza Skodlarskiego jest to przejaw chrystusowego myślenia „w kategoriach gospodarki rynkowej” (sic) oraz zachęta do pomnażania majątku. Oczywiście z chrześcijańskiego punktu widzenia taka interpretacja musi być uznana za błędną, bowiem Wcielenie nie dokonało się po to, aby dopomóc w dynamizowaniu działalności biznesowej, lecz po to, aby przybliżyć ludzi do zbawienia.

 
Powszechnie uważa się, że sens przypowieści o talentach jest taki, że wszystko, co człowiek otrzymał od Ducha Świętego, materialnego bądź niematerialnego (tu pomocna jest dwuznaczność słowa „talent”), musi być przez niego spożytkowane. Marnotrawienie talentu jest grzechem, bo stanowi sprzeniewierzenie się boskiemu planowi.

 

Zamiast pochwały indywidualizmu mamy tu zatem moralny nakaz wykorzystania tego, co nam dano w imię większego dobra. Przykładowo: apostołom ofiarowano dar języków, aby mogli nauczać inne ludy Słowa Bożego, nie zaś by efektywniej prowadzili negocjacje handlowe.

Analogicznie jest w przypadku przytaczanej przez Autora przypowieści o pracownikach w winnicy. Z uznaniem cytuje on słowa właściciela: „czy nie wolno mi czynić z tym, co moje, czego chcę?” uważając, że odnalazł biblijną sankcję dla bardzo liberalistycznego rozumienia relacji pracownik-pracodawca. Naturalnie, w kontekście całego Pisma Świętego nie sposób uznać takiej interpretacji za prawidłową, prawo mojżeszowe surowo bowiem zabraniało tego rodzaju uznaniowości (Kpł 19,13; Pwt 24,15; Syr 34,21). Potępia się ją również w listach apostolskich (m.in. Jk 5,4n). Raz jeszcze przestrzec należy przed traceniem z oczu faktu, że Biblia jest „podręcznikiem” eschatologii, nie zaś zarządzania.

Druga z omawianych przypowieści dotyczy bowiem nie pieniądza, lecz łaski bożej. Chrystus przestrzega swoich uczniów, aby nie rywalizowali ze sobą w wierze. Odmawia im prawa do powiedzenia: „moja nagroda powinna być większa, bo ja nawróciłem się wcześniej niż on” albo „moja modlitwa była żarliwsza, a uczynki donioślejsze — czemu zatem jemu przeznaczyłeś taką samą nagrodę, jak mnie?”. Pracownik winnicy pańskiej, który podjął swój trud „o jedenastej godzinie” (czyli w przededniu śmierci, nie zaś dosłownie — na godzinę przed wypłatą dniówki) może mieć — obiecuje Jezus — taki sam udział w zbawieniu, jak ten, który wierzył i służył Bogu całe życie. Chrześcijanie muszą zaakceptować, że Stwórca jest jedynym szafarzem łaski i rozdaje ją wedle uznania.

Naturalnie, gdy mowa o pracy poświęconej religii oraz ekonomii nie sposób, aby nie pojawiły się kontrowersje i polemiki. Wartość omawianej publikacji postrzegam właśnie w tym, że do takiej dyskusji prowokuje, przy okazji dostarczając rzetelnej wiedzy, która pomoże uporządkować — albo ponownie przemyśleć — własne argumenty.

 

Komentarze

Ten post dostępny jest także w języku: angielski

19.08.2020

Inne teksty tego autora

Łódź: Biografia

Najlepsze historie miast czyta się jak biografie. Wiedział to Simon Sebag Montefiore, który swój bestseller o Jerozolimie opatrzył podtytułem: A Biography. Gęstość zaludnienia i intensywność zabudowy ...

Wojna i pokój na Sri Lance

Indyjski pisarz i dyplomata Shashi Tharoor powiedział kiedyś, że jeśli Ameryka to tygiel, w którym stapiają się różne nacje, to subkontynent wraz z wyspiarskimi przyległościami przypomina raczej thali...