Natalia Piórczyńska

Natalia Piórczyńska

Piarowiec, popularyzatorka nauki i kultury czytania, wykładowczyni przedmiotów związanych z nowymi mediami, literaturoznawczyni.
Więcej

Marcin Luter: błądzący reformator

Ula Dzieciątkowska, redaktor inicjująca, która opiekowała się biografią Marcin Luter. Prorok i buntownik autorstwa Lyndal Roper napisała w nocie do książki, że mamy tu do czynienia „z bohaterem zdemitologizowanym, nie z symbolem, lecz żywym człowiekiem”. Byłam ciekawa, czy podczas promocji książki proboszcz parafii ewangelicko-augsburskiej (to, że nie jest to po prostu parafia „luterańska” ksiądz Michał Makula wyraźnie podkreślał) obruszy się, kiedy zostanie podjęty temat zaciekłości, z jaką Luter walczył ze swoimi przeciwnikami i ciemniejszych aspektów jego biografii. Tak się nie stało, podobnie też ks. prof. Andrzej Perzyński nie koncentrował się na antypapistycznych filipikach Lutra i opozycji protestantyzmu wobec kościoła rzymskiego. Przeciwnie, wyraził opinię, że taki konflikt w tej chwili nie istnieje i w gruncie rzeczy odgrzewanie go w polskiej publicystyce jest wyrazem pewnego rodzaju zacofania intelektualnego. To moje słowa, bo na spotkaniu zostało to o wiele bardziej delikatnie zwerbalizowane. Tak, liczyłam na kłótnię. Nic takiego się nie wydarzyło.

 

Został poruszony wątek antysemityzmu Lutra. Oczywiście miał on inny charakter niż ten, który rodził się w XIX-wiecznych Niemczech, kiedy to – jak pisze Sven Lindqvist „tradycja antysemityzmu zetknęła się z tradycją ludobójstwa wyniesioną z czasów ekspansji Europy w Ameryce, Australii, Afryce i Azji”. Nie funkcjonowało jeszcze pojęcie ludobójstwa, ale w istocie wielokrotnie mocarstwa kolonialne dokonywały go na rdzennej ludności skolonizowanych obszarów. Nie zawsze narzędziem była bezpośrednia przemoc, często eksterminacja była skutkiem odbierania ziemi nadającej się do uprawy lub dostępu do wody rdzennym mieszkańcom na rzecz nowych, europejskich osadników. Usprawiedliwiano te procesy, tłumacząc, że „człowiek jest częścią przyrody, a w przyrodzie nawet zagłada jest przecież procesem naturalnym” (tak zracjonalizował to zjawisko Darwin, którego teorie wielu mu współczesnych traktowało jako potwierdzenie i uzasadnienie rasistowskiego stosunku do mieszkańców kolonizowanych ziem). Dopiero na tym gruncie powstał XX-wieczny antysemityzm w swojej najohydniejszej i najbardziej destruktywnej postaci. Roper pisze, że „okrutny antysemityzm Lutra należy do jednych z najtrudniejszych tematów w historii luteranizmu” i dalej mówi o tekście O Żydach i ich kłamstwach (Vom Juden und Ihre Lügen, 1543), w którym „Luter wzywa władze świeckie, aby spaliły wszystkie synagogi i szkoły żydowskie, »a to, co nie chce spłonąć, zasypać ziemią, aby żaden człowiek nie zobaczył kamienia ani żużlu na wieki«. Domy Żydów należy zburzyć, a oni sami, niczym koczownicy, powinni być zgromadzeni pod jednym dachem. Talmud i modlitewniki powinny być zniszczone, a żydowscy nauczyciele zakazani. Należy Żydom uniemożliwić korzystanie z  dróg i zabronić lichwiarstwa, w  zamian zmuszając ich do podjęcia pracy fizycznej. Majątki będące wynikiem pożyczania pieniędzy powinny zostać skonfiskowane i przeznaczone na wspieranie Żydów, którzy się nawrócili. Trudno nie zauważyć, że był to program całkowitej kulturowej eliminacji i Luter był tego świadomy”. Te poglądy – jak pisze Roper – raziły nawet jemu współczesnych. A z drugiej strony Luter w 1523 roku, czyli 20 lat wcześniej, opublikował broszurę O tym, że Jezus Chrystus jest rodowitym Żydem (Daß Jesus Christus ein geborner Jude sei), w której krytykował dyskryminujący stosunek chrześcijan do Żydów. Roper tłumaczy przemianę w poglądach Lutra tym, że ludem Boga mieli zostać ewangelicy: „Luteranie byli lepszymi Żydami”. Być może Luter liczył też na to, że Żydzi – dzięki zainicjowanej przez niego reformie – się nawrócą, a skoro tak się nie stało, jego antysemityzm był motywowany rozgoryczeniem wynikłym z tego niepowodzenia, jednak autorka zwraca uwagę na to, jak mało dowodzi, że Luter zajmował się nawracaniem Żydów. Roper pisze też, że Luter wielokrotnie mówił o Mesjaszu, który przez Żydów został ukrzyżowany. Jeśli czytaliście kiedyś bardziej systematycznie teksty staropolskie, takie rozumowanie jest częstym w nich motywem, ale znajdziecie go i w omawianym chyba jeszcze w szkołach Lamencie świętokrzyskim.

 

A piszę o antysemityzmie Lutra m.in. dlatego, by pokazać, że Luter, także przez samych ewangelików, nie jest traktowany bezrefleksyjnie i sakralizowany, a kiedy (widzę to często w komentarzach pojawiających się w Internecie) wynajduje się w jego działaniach albo wypowiedziach kompromitujące punkty, aby udowodnić, że nie był krystaliczną postacią, wyważa się otwarte drzwi. Druga kwestia, która nie licuje z wizerunkiem wzniosłego reformatora, podobno swego czasu modny temat, to język, którym posługiwał się Luter: obraźliwy, rubaszny, wulgarny i często odwołujący się do skatologii. I tak, na spotkaniu to zjawisko było interpretowane. Nie bez powodu zresztą Luter jest jednym z chyba najczęściej goszczących na kartach książki Ciemna materia. Historia gówna Floriana Wernera bohaterów.

 

Ale rozmowa dotyczyła też źródeł sukcesu reformacji. Nie tylko tych, jakie przemawiały do potrzeb duchowych wyznawców, którzy się do niej przyłączyli, ale także tych bardziej praktycznych przyczyn – jak poparcie niemieckich książąt. Odpowiadało im uniezależnienie się od kościoła rzymskiego – pod względem politycznym i finansowym. A więc władza i pieniądze!

 

Była i mowa o tłumaczeniach Biblii. To dokonane przez Lutra – w dobrym momencie, bo upowszechniał się w tym czasie druk – przyczyniło się w ogromnym stopniu do rozwoju języka niemieckiego. Analogiczne procesy zachodziły w odniesieniu do innych języków. Konkluzja, że reformacja i Luter pomogły Europie wyzwolić się z mroków średniowiecza to pewnego rodzaju klisza. (W kontekście tego, co powiedział ks. Perzyński o malarstwie sakralnym, które miało pełnić funkcję Biblii pauperum i biorąc pod uwagę, że w gruncie rzeczy odzwierciedlenia postaci i epizodów z Biblii są głównym motywem malarstwa i rzeźby gotyckiej, odpowiadałyby mi ówczesne metody ewangelizacji).

 

Czytam właśnie książkę We władzy wisielca Zbigniewa Mikołejki,  w której autor porusza temat reformacji w Anglii. W 1549 roku ustanowiono Act of uniformity sankcjonujący zmianę obrzędowej łaciny na język angielski. Wydano też Modlitewnik powszechny opracowany zgodnie z wytycznymi arcybiskupa Cantenbury, Thomasa Cranmera, jednego z najważniejszych angielskich reformatorów. Mieszkańcy Kornwalii uznali, że godzi to w ich tożsamość, ponieważ nie mówili po angielsku, a posługiwali się językiem kornijskim. I rzeczywiście w XVIII wieku ten język wymarł, ale wcześniej zabiegi władz centralnych o zamianę kościelnej łaciny na angielski doprowadziły do krwawych konfliktów.

 

A jeszcze dalej pisze Mikołejko – co też wydało mi się ciekawe w kontekście spotkania na Salonie Ciekawej Książki – o prześladowaniach czarownic w Europie przez katolików: oddziela inkwizycję rzymską oraz hiszpańską i portugalską. W Hiszpanii miała ona wykazać ostatecznie „absurdalność legendy czarowniczej”, co doprowadziło do zaniechania prześladowań. Tymczasem zapomina się na przykład o „fali straszliwych prześladowań”, która „przetoczyła się przez Wirtembergię, Meklemburgię i Szwecję” w 1650 roku.

 

Nie wiedziałam o tym, że Watykan wydrukował znaczek pocztowy, którym upamiętnił 500-lecie reformacji. Powiedział o tym na spotkaniu Jarosław Płuciennik. Na znaczku widnieje ukrzyżowany Chrystus, a pod krzyżem klęczą Marcin Luter i Filip Melanchton. Sprawdzam, co na ten temat można znaleźć w Internecie. No i w jednym z pierwszych wyników wyszukiwań czytam lead, z którego dowiaduję się, że książka o ciemnych stronach reformacji autorstwa znanego polskiego publicysty powstała właśnie dlatego, że wypuszczenie wspomnianego znaczka zapowiedziała poczta watykańska. „To przechyliło czarę goryczy”. Ponieważ niemalże wszystkie media donosiły tej jesieni, że kuratorka oświaty nazwała Daniela Dennetta Belzebubem, bo najpewniej nie mogła wybaczyć nowym ateistom, że ogłaszają – zresztą jakby pierwsi na to wpadli – że dostępna nam wiedza naukowa nijak nie potwierdza racji wierzeń religijnych to mnie nawet nie dziwi. Tyle tylko, że kiedy opinie w dyskusjach o religii mocno się polaryzują, gdy mowa na przykład o opozycji wiara/ateizm, katolicyzm/protestantyzm, to punkt ciężkości zostaje przeniesiony na skuteczność argumentacji za jednym z poglądów, cementując schematy myślowe. A ocena tych argumentów zależy często od talentów retorycznych tego, kto je formułuje. Przyzwyczaiłam się do tego tak bardzo, że czułam się rozczarowana brakiem konfliktu podczas rozmowy o biografii Lutra napisanej przez Lyndal Roper.

 

W spotkaniu wzięli udział ks. Michał Makula, ks. prof. Andrzej Perzyński i tłumacz książki – dr Maciej Potz, a dyskusją kierował prof. Jarosław Płuciennik. Wydarzenie odbyło się w ramach Salonu Ciekawej Książki 25 listopada 2017 r.

Komentarze

Ten post dostępny jest także w języku: angielski

13.12.2017

Inne teksty tego autora

Filozofia w czasach hodowli przemysłowej

Jacques Derrida — chyba w jednym z wywiadów — zasugerował, że kwestia naszego stosunku do zwierząt jest jednym z najważniejszych problemów, którymi powinna się zajmować współczesna filozofia, zwłaszcz...