Smutna miłość Narcyza

Opublikowano: 24 January 2020

Wielu z nas wie, również z osobistego doświadczenia, jak trudno jest osiągnąć pozytywną samoakceptację, nie popadając w pychę, próżność i samouwielbienie z jednej strony oraz zbytnią pokorę i brak szacunku do siebie z drugiej.

 

Simon Blackburn w książce Lustereczko, powiedz przecie…  z budzącą podziw erudycją, błyskotliwością i poczuciem humoru, pokazuje filozoficzne i psychologiczne paradoksy kochania siebie. Bez wiary w siebie, bez właściwej oceny własnej wartości budowanej przede wszystkim poprzez autentyczne, pozbawione hipokryzji relacje ze społecznym otoczeniem, nie można określić własnej tożsamości. A przecież tylko na tym fundamencie możemy przedstawiać innym obraz własnej osoby, który jest dla nas istotny. Jednym z ważnych elementów zespołu autodefinicji składających się na poczucie tożsamości i odpowiadających na pytanie „kim jestem?” jest duma z własnych realnych osiągnięć, potwierdzonych w relacjach ze „znaczącymi Innymi”. Jednak analiza wielu przypadków opisanych w podręcznikach psychologii (i w omawianej książce) pokazuje, jak łatwo, zbytnio koncentrując się na sobie, popaść w pychę i próżność. Potoczne złośliwe powiedzenie dobrze oddaje tę dziwną i męczącą otoczenie przypadłość, jako „zakochanie się w sobie ze wzajemnością”.

 
Odwołując się do powyższego mechanizmu psychologicznego, Simon Blackburn nawiązuje w dużej części swojej książki do mitu Narcyza, nieszczęsnego syna nimfy Liriope, który zakochał się we własnym odbiciu ujrzanym w lustrze wody. Jest to jeden z najbardziej psychologicznie trafnych mitów greckich, pięknie przedstawiony w Metamorfozach Owidiusza.

 

Czytając ten rozdział, uświadamiamy sobie przy okazji, jak wiele Zygmunt Freud i współczesna neopsychoanaliza zawdzięczają greckiej mitologii. Wystarczy przejrzeć Wikipedię (kategoria „kompleksy psychologiczne”), by z zaskoczeniem przypisać sobie kilka psychicznych defektów: kompleks Edypa, Elektry, Jokasty, Kasandry, Klitajmestry, Medei. Na szczęście „kompleks małego członka”, podobno często spotykany wśród mężczyzn, trudno jest wyprowadzić z mitologii greckiej. Chociaż nie wiemy, czy męstwo Hektora, Achillesa i Filokteta — bohaterów Iliady Homera — nie było wojowniczą kompensację fizjologicznych braków.

Lektura tej fascynującej książki uświadomiła mi potrzebę rozszerzenia filozoficznej i psychologicznej analizy dokonanej przez autora o własne spostrzeżenia dotyczące iluzorycznego społecznego zwierciadła, jakim jest Facebook.

 
Wiadomo, że bez zwrotnych pozytywnych informacji o naszej osobie ze strony społecznego otoczenia, nie zbudujemy spójnej i stabilnej samooceny. Jednak autentycznych i szczerych relacji z najbliższymi (Simon Blackburn poświęca sporo miejsca temu zagadnieniu) nie jest w stanie, moim zdaniem, zastąpić dziwne wirtualne niewolnictwo, którego psychologiczną charakterystyką jest „terror lajków”.

 

Nikt chyba nie sądził, że media społecznościowe pozwolą obnażyć w takim stopniu jednostkową pychę, próżność i samouwielbienie, wyrażające się, między innymi, w wirtualnej prezentacji tysięcy banalnych zdjęć i nie zawsze mądrych komentarzy. Często ich głównym celem jest pokazywanie siebie jako osoby wyjątkowej, cudownej, pięknej, zasługującej na społeczne uznanie. Wirtualny narcyzm szerzy się w tempie przypominającym pożar buszu. Powtórzę raz jeszcze – do budowania poczucia własnej wartości w mądry sposób nie wystarczy ciągłe narcystyczne przeglądanie się w internetowym zwierciadle. Przywołanie w tym miejscu figury wampira bezskutecznie szukającego swojego odbicia w lustrze nie będzie chyba przesadą.

 
Nawiązując do ładnego polskiego tytułu książki – Lustereczko, powiedz przecie… – można zaproponować milionom ludzi skuteczną terapię. Lustereczko odpowie, kto jest najpiękniejszy, najmądrzejszy, najbardziej podziwiany, kiedy zdobędziemy się na wyłączenie komputera, telefonu komórkowego, tabletu i przyjrzymy się, nieco już nieprzytomnym wzrokiem, realnemu społecznemu światu wokół nas.

 

Może wtedy wreszcie zrozumiemy, uwolnieni od pozornego uwielbienia anonimowej publiczności, dla kogo jesteśmy ważni, jakie są realne źródła społecznej akceptacji naszej osoby i kto naprawdę wodzi za nami tęsknym wzrokiem. Dostrzeżemy wtedy, być może, hipokryzję reklamowego hasła wielkiego koncernu kosmetycznego: „Jesteś tego warta”. A właśnie ta popularna kampania reklamowa, swoim udawanym kobiecym kuszeniem, egoizmem i  arogancją skłoniła autora do podjęcia refleksji nad procesem budowania szacunku do siebie samego.

I niech nam wskazuje drogę, w tej heroicznej próbie tożsamościowego przeobrażenia, mądra myśl zawarta w zakończeniu książki: „Czy więc po tym wszystkim jesteście w stanie spojrzeć w lustro? Czy jesteście tego warci? Z pewnością. Jedna z waszych zalet polega na tym, że doczytaliście tę książkę do tego miejsca, a nie zrobilibyście tego, gdyby nie interesowały was kwestie moralne: duma, szacunek do samego siebie, poczucie wartości i ich mroczne cienie – próżność, zawiść, narcyzm i bezduszność. To zainteresowanie jest waszą moralną zasługą”. Okazując szacunek autorowi, w jego imieniu proszę – dajmy sobie szansę na odczuwanie dumy z własnych osiągnięć, unikając nieszczęsnego losu Narcyza.

Komentarze

Ten post dostępny jest także w języku: Polish