Agata Czarnacka

Agata Czarnacka

Więcej

Jak żyć w XXI wieku

Długo zaniedbywane i odsuwane na margines pytanie, co może sprawić, żeby nasze życie było godne przeżywania, wysuwa się teraz na pierwszy plan jako jedno z najważniejszych wyzwań naszego stulecia

 

Istnieje pewna subtelna różnica między sensem a sensownością życia. Otóż sens życia to koncept metafizyczny. Istnieje jako idea, w oderwaniu do nas, często przywoływany jest jako źródło norm mówiących nam, co robić, czego nie robić i jak się zachować w obliczu takiego lub innego dylematu. Jeśli przyjmujesz za pewnik, że sens życia wypływa z tego, iż jest ono darem wyższej istoty, która zarazem jest źródłem dobra, sprawiedliwości i piękna, to nic dziwnego, że życie jest dla ciebie zadaniem etycznym. Natomiast gdybyś, dla odmiany, uznał lub uznała, że sensem życia jest szczęście i osobiste spełnienie, będziesz spędzać życie tak, by nic z niego nie uronić, a cierpienie będzie twoim największym wrogiem. Czy jednak uda ci się zbliżyć do sensu życia, w jaki wierzysz, czy nie – nie będzie miało to wpływu na to, jaki miałby ten sens być.

Co innego sensowność życia. Nie zależy od zewnętrznych czynników. Dzieje się tu i teraz. Twoje życie albo jest sensowne, albo nie jest. Choć nie wszyscy zadają sobie to pytanie, to wystarczy kilka minut zastanowienia i trochę szczerości z samym sobą – i każdy będzie umiał na nie odpowiedzieć. Jednocześnie – inaczej niż w przypadku zewnętrznego sensu, co do którego można się porozumieć – o sensowności czyjegoś życia niewiele da się powiedzieć z perspektywy lotu ptaka; w zasadzie nikt poza nami samymi nie może dokonać tej oceny, podobnie jak nikt poza nami nie jest w stanie rozstrzygnąć, co konkretnie należy zrobić, żeby nasze własne życie nabrało sensowności.

I są ku temu bardzo dobre powody. Jak pisze amerykańska filozofka i etyczka, Susan Wolf: „Ci, którzy polecają nam odkryć nasze pasje lub wnieść coś do czegoś większego od nas samych, odpowiadają w swoim zamyśle na zestaw bardziej konkretnych trosk niż ta wyrażana ogólnym pytaniem „Jak powinno się żyć?”. Nie umiemy poprawnie zinterpretować ich rad, a w jeszcze mniejszym stopniu je ocenić, nie mając pojęcia, jakie są te troski, zaś przywołanie intuicji dla uchwycenia obrazów i uczuć, które powinny zostać objęte refleksją, byłoby trudne bez okazjonalnego posługiwania się w naszym opisie słowem „sensowność”.

 

Pisząc o sensowności życia, filozofka przyjęła, jak podkreśla – za Arystotelesem – metodę, która proponuje, by za punkt wyjścia rozważań (a także punkt odniesienia w ich trakcie) przyjmować to, co myślą „wszyscy lub większość, lub najznamienitsi”, innymi słowy, o znaczenie pojęć pytać wielu ludzi i z ich wypowiedzi wyciągać część wspólną. Wolf, poszukując miary wartości życia, przeprowadziła szereg takich rozmów, z których wynikło niezbicie, że życie warte przeżywania ma coś wspólnego z życiem dla i względem zewnętrznego sensu (moralność), ma też wiele wspólnego z osobistym spełnieniem (szczęście), ale nie daje się sprowadzić do żadnego z tych dwóch biegunów.

 

Opracowała więc koncepcję „dwustronnej perspektywy”, łączącej subiektywne i obiektywne elementy oceny toku czyjegoś życia. „Moja koncepcja sensowności postrzega subiektywne i obiektywne elementy jako dopasowujące się do siebie, by stworzyć spójną właściwość, którą życie może posiadać bądź nie” – zaznacza. Chodzi bowiem o to, by życie nie tylko było przyjemne, ale też, by wpisywało się w realizowanie jakiegoś celu, który jest większy od nas samych. Możemy się łudzić, że bujanie się w hamaku na plaży, rozwiązywanie krzyżówek i sudoku albo tworzenie odręcznych kopii Wojny i pokoju Tołstoja (zaufajmy filozofom, że zaproponują naprawdę zdumiewające przykłady, by podkreślić swoje wywody…) zagwarantuje nam życie warte przeżywania, ale w gruncie rzeczy wszyscy zdajemy sobie sprawę, że sensowne życie wymaga czegoś więcej – jakiejś iskry, pasji, zaangażowania – jak mówi Wolf – w coś, co jest większe od nas samych. Tylko wtedy bowiem możliwa jest intensywna relacja z czymś (lub kimś), co wymyka się naszej pełnej kontroli, wprowadza aspekt nieoczekiwanego. Taka relacja, przypominająca zakochanie, jest zdaniem filozofki jednym z dwóch, obok subiektywnego zaspokojenia, filarów sensowności życia.

 

W dobie zatrważającej epidemii depresji i uzależnień – w szczególności od środków przeciwbólowych i przeciwlękowych, które odcinają nas od przeżywania tu-i-teraz – długo zaniedbywane i odsuwane na margines pytanie, co może sprawić, żeby nasze życie było godne przeżywania, wysuwa się na pierwszy plan jako jedno z najważniejszych wyzwań naszego stulecia. Wolf nie mówi tego wprost, ale w swojej książce wprowadza na scenę figurę „zadowolonego Syzyfa”.

 

Syzyf od tysiącleci stanowi mitologiczny przykład człowieka, którego działania skazane są na bezsensowność – ponieważ obraził bogów, musi przez wieczność wtaczać na szczyt góry wielki kamień, który tuż przed szczytem wyślizguje mu się z rąk i stacza na sam dół. Francuski filozof Albert Camus przywołał Syzyfa jako figurę ludzkiej kondycji i egzystencjalistycznego „absurdu egzystencji”. Choć trudno się zgodzić, że wszyscy jesteśmy Syzyfami, to jest coś przekonującego w tej analogii.

Susan Wolf rozwija tę metaforę dalej. Wyobraźmy sobie – mówi – że ktoś wstrzyknął Syzyfowi do żył jakąś substancję, która sprawia, że jest on zadowolony ze swego losu. Nadal wtacza pod górę kamień, który nieuchronnie spada, ale nie ma ochoty się tym nadmiernie przejmować. Czy jest w lepszej sytuacji czy gorszej, niż kiedy adekwatnie przeżywał każdą chwilę swojej męki? Wolf jest przekonana, że z całym uznaniem dla ulgi, jaką musi odczuwać Syzyf, jego sytuacja jest znacznie gorsza, niż była. Otóż jedno z dwojga: albo owa substancja radykalnie okroiła jego zdolności poznawcze, tak że nie wie on i nie pamięta, że kiedykolwiek robił coś innego, coś z sensem, albo też zadziałała w ten sposób, że utracił on zdolność odniesienia swojego życia do zewnętrznej miary, a więc odszedł od zdrowych zmysłów. Z punktu widzenia sensowności życia i pierwsza, i druga możliwość jest fatalna.

 

O ile więc Syzyf budzi współczucie jako osoba skazana na powielanie bezsensownych wysiłków, wyalienowana od swojego podstawowego zadania i przeżywająca absurd swojej egzystencji, to „zadowolony Syzyf” może budzić jedynie litość. To filozoficzna przestroga przed pozornie łatwą ucieczką w uzależnienia, które tłumią odczuwanie bezsensu istnienia, ale żadną miarą nie pomagają nam odzyskać sensowności życia.

 

Książka Sens życia i jego znaczenie w swojej konstrukcji przypomina powolną, skupioną, pełną detali rozmowę, przede wszystkim dlatego, że Wolf prowadzi wywód w najlepszym filozoficznym stylu – bezkompromisowej rozmowy z samą sobą. Tu nie ma miejsca na nudę; wartki tok argumentacji nie jest ani przez chwilę nużący. Czytając ją, można jedynie żałować, że tak rzadko zdarzają się nam tego rodzaju lektury: książki, które bez protekcjonalnego narzucania nam najlepszych przepisów na wszystko, ale i bez popadania w nudnawe banały – po prostu pomagają żyć.

 

Esej  opublikowany w magazynie „Newsweek Slow” / sierpień 2018

 

Komentarze

Ten post dostępny jest także w języku: angielski

6.08.2018

Inne teksty tego autora