Stella i Salomea – na wieczność całą

Opublikowano: 15 March 2021

Książkę Joanny Podolskiej poświęconą ludziom i miejscom związanym z łódzkim gettem otwiera cytat z „Pieśni o zamordowanym żydowskim narodzie” Icchaka Kacenelsona – „Pamiętasz wszystko…/ wiem, że pamiętasz/ na wieczność całą…/ Ja też pamiętam!/ A tak się boję, że czas nastanie/ kiedy zapomnę…”, kończą zaś słowa Mariana Turskiego wygłoszone w styczniu ubiegłego roku z okazji 75. rocznicy wyzwolenia Auschwitz-Birkenau, odnoszące się do „doświadczenia Shoah, Holokaustu, straszliwej epoki pogardy”. „Nie bądź obojętny!” – nawoływał Turski. I przestrzegał – „Bo jeżeli będziesz, to nawet się nie obejrzycie, jak na was, na waszych potomków, jakieś Auschwitz nagle spadnie z nieba”.

 

To publikacja o pamięci, pamiętaniu, dowodach pamięci – tych materialnych i tych ulotnych. Właściwie sama jest pamięcią. O ludziach, miejscach, wydarzeniach. Mówią o nich zdjęcia (ponad tysiąc!), ilustracjemapyobwieszczeniaplakatyfragmenty „Kroniki getta łódzkiego” i dzienników pisanych przez mieszkańców gettawierszebiogramy. Autorka rozpoczyna swą opowieść od krótkiego zarysu historii Łodzi, pisze o jej wielokulturowości, przypomina, jak dużą rolę odegrali w tworzeniu i rozwoju miasta Żydzi. Są tu też liczby, jak chociażby ta – 230 tysięcy. To dane z 1939 roku – w liczącym wówczas 680 tysięcy osób mieście żyło 230 tysięcy Żydów. W lutym 1940 roku zostali zamknięci w wydzielonej dzielnicy, na Bałutach. Litzmannstadt-Getto stało się faktem. 

Joanna Podolska, od lat zajmująca się Łodzią żydowską, przedstawia w swej książce to miejsce z niezwykłą dbałością o szczegóły i z czułością. Znajdziemy tu najważniejsze ulice getta – z ich polskimi i niemieckimi nazwami. Place, w tym chyba najważniejszy z nich – plac Kościelny. Rynki – jak Baluter Ring. Bramy. Szkoły. Szpitale. Cmentarze. A także – mosty. To one wryły się w pamięć mieszkańców getta, przenosiły ich nad „normalnym” światem, były wyzwaniem dla zmęczonych nóg, czasem stawały się też wybawieniem, bowiem skok z nich kończył gettową udrękę.

 
Tak było w przypadku 33-letniego Efraima Regenbauma i 26-letniego Dawida Jakubowicza, którzy – jak donosi „Kronika getta łódzkiego”-  3 maja 1941 roku  popełnili samobójstwo skacząc z mostu przerzuconego przez ul. Zgierską, przy kościele Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny.
 

Przywołanemu fragmentowi kroniki towarzyszy w książce Podolskiej zdjęcie wspomnianego mostu, a także słowa Sary Zyskind, ocalałej z getta, która pisze o swych wędrówkach przez  most. Obok cytatu ze „Skradzionych lat” znajdziemy krótki biogram autorki wspomnień, a dalej – wiersz satyrykaMarka Fogelbaumaopowieść o moście Dawida Sierakowiaka, autora przejmującego dziennika, reprodukcję obrazu Marka Schwartza przedstawiającego postać Chaima Rumkowskiego i – w tle – most przy Zgierskiej czy wreszcie fragment niezwykłej trylogii Chavy Rosenfarb „Drzewo życia”. Dopełnia to wszystko podobizna zeszytu z wierszami Abramka Koplowicza – na okładce widzimy, narysowany ręką poety, most i kościół WNMP. Piszę o tym tak szczegółowo, ponieważ warto podkreślić, jak skonstruowana jest książka „Litzmannstadt– Getto. Miejsca. Ludzie. Pamięć” – wybranemu przez autorkę miejscu towarzyszą jego zdjęcia, rysunki, obrazy, uzupełniają to cytaty z kroniki i dzienników, wspomnienia, wiersze, biogramy autorów. To tak jakby wrzucić do wody mały kamyczek i śledzić kręgi, jakie się rozchodzą. Potem drugi i kolejne kręgi, zachodzące na poprzednie. I kolejny. A potem jeszcze kolejny. 

Podobnie jest z ludźmi, mieszkańcami getta – anonimowymi i wymienionymi z nazwiska. Jest tu Chaim Rumkowski i malujący go Izaak Lejzerowicz. Jest poetka Miriam Ulinower i rzeźbiarka Alina Szapocznikow. Są kronikarze getta – Oskar Singer i Oskar Rosenfeld, autorzy dzienników – Szmul Rozensztajn czy Rywka Lipszyc, ocalali – Ruth Eldar z d. Berlińska, Arnold Mostowicz czy Halina Elczewska, są także – Hans Biebow, szef niemieckiej administracji getta i Werner Karl Oskar Ventzki – nadburmistrz Litzmannstadt, odpowiedzialny za deportacje do obozu Kulmhof n. Nerem, a także jego syn – Jens-Jurgen Ventzki, rocznik 1944, autor książki „Cień ojca”, rozliczający się z ciążącą nad nim rodzinną przeszłością i często odwiedzający Łódź.

 
Opowieść o jednej postaci wiąże się ze wspomnieniami o innej. Pokazanie czyjegoś zdjęcia przywołuje serię kolejnych fotografii. W biogramie jakiegoś artysty zawiera się historia miejsca, w którym tworzył. Kręgi wywołane małym kamyczkiem znów się zazębiają i dopełniają obraz.

 

Ta publikacja ma jeszcze jeden walor – dzięki niej możemy skonfrontować przeszłość z teraźniejszością, przekonać się, jak wiele ulic, budynków pozostało w niezmienionym od tamtych czasów stanie, poznać ich historię. Popatrzmy na zdjęcia kościoła WNMP z okresu Litzmannstadt-Getto i porównajmy je z obecnym stanem – praktycznie nic się nie zmieniło, ale dzięki książce Joanny Podolskiej dowiemy się, że w okresie okupacji budynek ten nie był świątynią, lecz magazynem pierza. Ruth Eldar w swoich wspomnieniach pisze o „dzwonach kościelnych zasypanych pierzem”, Chava Rosenfarb w „Drzewie życia” kreśli poetycki obraz fruwających białych piór, przypomina też, że na zegarze na kościelnej wieży (jest tam do dziś!) stanął czas – „Nieruchome wskazówki przykryły jedna drugą, kierując swoje ostrza ku cyfrze dziesięć. Wyglądały jak czarny nóż, który czas w getcie odciął od rytmu świata…” 

Takich miejsc, nietkniętych przez czas, jest mnóstwo. Chociażby ulica Urzędnicza – wtedy Reiterstrasse – przy której mieszkam. W getcie były tu zakłady stolarskie, na zamieszczonych w książce zdjęciach widać pracujących tam ludzi, „Kronika getta łódzkiego” wspomina  strajk stolarzy, który miał miejsce w styczniu 1941, w „Encyklopedii getta” znajdziemy wzmiankę o wystawie galanterii drzewnej  produkowanej w resorcie. Niedaleko od mojego wieżowca, z okien którego patrzę na teren byłego getta, jest brama z numerem 13. Tam właśnie mieszkali Albert i Filipina Singerowie, przybyli do Litzmannstadt-Getto w 1941 roku z Wiednia. Albert i Filipina to dziadkowie etyka Petera Singera, jednego z najwybitniejszych współczesnych myślicieli – zostali zamordowani w maju 1942 w Chełmnie nad Nerem; wnuk poświęcił im – wydaną w 2017 roku – książkę „Ponad czasem”, a na murze cmentarza żydowskiego przy ul. Brackiej umieścił upamiętniającą ich tablicę. Pamięć łączy „wtedy” i „teraz”, jest mostem między Łodzią i Melbourne, gdzie urodził się Peter Singer, między Łodzią i Paryżem, dokąd trafiła Rutka Berlińska – Ruth Eldar, między Łodzią i Nowym Jorkiem, w którym swoje miejsce odnalazł Leon Glazer, bohater „Bajki o królewiczu i cudownym kraju” stworzonej przez dzieci z resortu krawieckiego i odnalezionej w ruinach getta, a potem przekazanej do Yad Vashem w Jerozolimie.

W rozmowie ze mną Joanna Podolska zastanawiała się, w jaki sposób z przekazem o getcie trafić do tych, którzy nie sięgają po książki i nie oglądają filmów dokumentalnych. Myślę, że odpowiedź znajdziemy w samej książce – jest tu zdjęcie muralu, jaki znajduje się na ścianie kamienicy przy ulicy Franciszkańskiej 24. Przedstawia on dwie dziewczyny – Stellę i Salomeę. Pierwsza z nich to poetka – Stella Szafir, wywieziona w czasie Wielkiej Szpery z mamą i bratem do Chełmna nad Nerem i zagazowana. Salomea, jej przyjaciółka, przeżyła i po latach postanowiła Stellę przypomnieć – „Tylko moja pamięć ślad po niej zachowała, no i zdjęcie, które wydostałam z dalekiej Australii…” – te słowa odnajdziemy w książce Litzmannstadt- Getto. Miejsca. Ludzie. Pamięć. Każdy, kto przechodzi Franciszkańską może zobaczyć podobizny przyjaciółek i przeczytać fragment wiersza Stelli. To pamięć Łodzi – ślad w przestrzeni publicznej. Ta pamięć to także Centrum Dialogu im. Marka Edelmana, którym kieruje Joanna Podolska, to Park Ocalałych z drzewkami przez nich posadzonymi, to badania prowadzone przez Centrum Badań Żydowskich UŁ, to Archiwum Państwowe w Łodzi, gdzie znajdziemy bezcenne dokumenty składające się na historię getta, to liczne publikacje ukazujące się – jak „Kronika getta łódzkiego” – w Wydawnictwie UŁ. 

Nie bądźmy obojętni. Pamiętajmy. Na wieczność całą. 

Komentarze

Ten post dostępny jest także w języku: Polish