Marcin Giełzak

Marcin Giełzak

Przedsiębiorca, dziennikarz, autor i współautor książek i artykułów, ekspert w dziedzinie nowoczesnych technologii i innowacyjnych modelów biznesowych.
Więcej

Jerzy Giedroyc – prezydent Republiki Epistolarnej

Słusznie zauważył lord Byron, że dzięki listom możemy się jednocześnie cieszyć samotnością i dobrym towarzystwem. Opublikowany niedawno nakładem Wydawnictwa UŁ wybór korespondencji Jerzego Giedroycia z historykami i świadkami historii istotnie gwarantuje nam, że siedząc samotnie z książką, będziemy w towarzystwie jednych spośród najwybitniejszych umysłów, jakie zaludniły krajobraz intelektualny powojennej Polski oraz Drugiej Wielkiej Emigracji.

 

Szef „Kultury” pisał lub dyktował kilkanaście listów dziennie. Były wśród nich obszerne epistoły, właściwie eseje, które dziś możemy czytać z uwagi na ich walor literacki, jak i „rozkazy dzienne” kierowane do współpracowników z kręgu „Kultury”. Lektura tych pierwszych potwierdza szerokość horyzontów, przenikliwość analiz i trafność przepowiedni Redaktora. Choćby rzut okiem na drugie potwierdza zaś, że książę z Maisons Laffitte miał polską inteligencję jakby w dowództwie. Dzieła „reformy zakonu polskości” dokonywał on, między innymi, poprzez „narzucenie” nam kanonu literackiego, w którym kluczowe były książki Miłosza czy Gombrowicza. W służbie wielkiej polityki realizował też rękami swoich współpracowników autorską koncepcję polityki historycznej. Zaproponował on nie tylko kierunki, ale również swoistą postawę badawczą. Oczekiwał historiografii zaangażowanej, ale krytycznej, patriotycznej, ale nie brązowniczej, upolitycznionej, ale nigdy upartyjnionej.

Zamiar Giedroycia był możliwy do obrócenia w czyn o tyle, o ile udałoby mu się pozyskać historyków i świadków historii podzielających jego wizję. Wola wyjścia naprzeciw krajom ULB wymagała lepszego poznania ich samych, jak i ich punktu widzenia, rozjaśnienia i odkłamania wspólnej przeszłości, stąd wciągnięcie we współpracę znawców Wschodu (jak Jerzy Stempowski), jak i samych przedstawicieli trzech sąsiednich nacji (jak Bohdan Osadczuk).

 

By skutecznie zwalczać komunizm, trzeba było najpierw uznać prawdę komunizmu; tutaj użyteczny był społeczny słuch emigracyjnych socjalistów parających się historią, takich jak Adam Ciołkosz czy Zygmunt Zaremba.

 

Aby zachować łączność z życiem intelektualnym w kraju, a także mieć na nie wpływ, należało inspirować i wspierać projekty badawcze i działalność popularyzatorską wiodących historyków, m.in. Jana Baszkiewicza albo Andrzeja Friszkego. Śledząc korespondencję z wyżej wymienionymi, jak i dziesiątkami innych badaczy, możemy też docenić „menedżerskie” talenty Giedroycia, który wie, jak wydobyć z nich najlepszy możliwy tekst w najkrótszym możliwym czasie, ale rozumie też, jak stymulować ich intelektualny rozwój.

Gdyby trzy tomy pracy Mam na pana nowy zamach… wypełniały wyłącznie tego rodzaju treści mógłbym je polecić głównie historykom historiografii jako arcyważne wydawnictwo źródłowe, względnie – redaktorom naczelnym i inicjującym, którzy szukają wzorca osobowego. Jak jednak wspomniałem powyżej, książkę tę czytać można również jako zbiór esejów.

 
List Giedroycia do Aleksandra Sołżenicyna w kwestii „spraw trudnych” w relacjach polsko-rosyjskich to znakomicie napisany i uargumentowany artykuł, który bez trudu mógłby być opublikowany w poczytnym tygodniku opinii. Korespondencja z Zofią Libiszowską przywołuje wspomnienia o życiu przedwojennej, lwowskiej inteligencji w kolorach tak żywych, że mogłaby być inspiracją dla świetnego filmu dokumentalnego.

 

Niezwykłym dokumentem jest też list Wojciecha Jaruzelskiego do Redaktora, w którym generał opowiada o tym, jak paryską „Kulturę” postrzegał on sam, jak i najwyższe władze PRL. Mamy tu zatem listy pisane rękami nie tylko historyków i popularyzatorów, ale również świadków historii. Rzut okiem na spis treści musi pobudzić ciekawość, znajdziemy tam bowiem Władysława Andersa i Sławoja Składkowskiego, Leszka Moczulskiego i Karola Modzelewskiego, Władysława Bartoszewskiego i Aleksandra Sołżenicyna.

Goethe, autor aforyzmów na każdą okazję, zapisał gdzieś, że spośród wszystkich rzeczy, które płodny umysł zostawia po sobie, jeszcze ciekawsze niż książki bywają listy. Omawiana tutaj praca dostarcza argumentów na potwierdzenie tej tezy.

Komentarze

Ten post dostępny jest także w języku: angielski

22.02.2021

Inne teksty tego autora

Łódź: Biografia

Najlepsze historie miast czyta się jak biografie. Wiedział to Simon Sebag Montefiore, który swój bestseller o Jerozolimie opatrzył podtytułem: A Biography. Gęstość zaludnienia i intensywność zabudowy ...

Wojna i pokój na Sri Lance

Indyjski pisarz i dyplomata Shashi Tharoor powiedział kiedyś, że jeśli Ameryka to tygiel, w którym stapiają się różne nacje, to subkontynent wraz z wyspiarskimi przyległościami przypomina raczej thali...