Zwycięstwo „Bożego Ciała”

Opublikowano: 7 February 2020

Niezależnie od tego, czy zdobędzie Oskara, Boże Ciało Jana Komasy jest filmem, który odniósł ogromny sukces. Nie mierzy się go ilością międzynarodowych nagród, nominacji czy pochlebnych recenzji.

 

Nie określa jego skali ilość sprzedanych biletów czy wysokie noty przyznawane przez użytkowników serwisów internetowych. Można mówić o filmie autora Sali samobójców jako o kolejnym elemencie opowieści o dobrej passie polskiego kina, o zyskiwaniu przez nie międzynarodowego uznania, ale w ten sposób omijamy coś, co wydaje się najistotniejsze: wyjątkowy status osiągnięty w Polsce.

Żadna z szeroko komentowanych produkcji Pawła Pawlikowskiego, Agnieszki Holland, Małgorzaty Szumowskiej nie zyskała u nas takiego uznania wśród tak różnorodnej publiczności. Wierzący, niewierzący, liberałowie i konserwatyści, ludzie różnych pokoleń i środowisk, czytelnicy „Krytyki Politycznej” i portalu „Jagielloński24”, „Gazety Wyborczej” i „Gościa Niedzielnego” zgodnie uznali Boże Ciało za wydarzenie. I taka sytuacja rzeczywiście jest wydarzeniem.

Żyjemy bowiem w czasach konsekwentnego rozpadania się wspólnoty, której członkowie nie tylko obcują z innymi mediami, powołują się na odmienne autorytety, uczą się coraz wyraźniej różnicującej się historii, ale od niedawna zostali też skazani na funkcjonowanie w dwóch różnych systemach prawnych.

 

Komasa wszystkim im zaproponował film idący w poprzek tożsamościowych narracji, w którym z każdą kolejną sceną kruszą się stereotypy, dotyczące wiary, kościoła oraz polskiej prowincji, zarówno w kinie jak literaturze zazwyczaj demonizowanej bądź mitologizowanej.

 

Społeczność ukazana w filmie składa się z ludzi, których niejednoznaczność jest przejmująco zwyczajna, a jednocześnie traktowana z empatią. Podobnie jak postać głównego bohatera, którego charyzma w fascynujący sposób splata się z nieporadnością, dzięki temu wypada niesłychanie przekonująco. Czy można nakręcić film prowokacyjny, niepokojący, bardzo mocny, a jednocześnie stwarzający przestrzeń dla rozmaitych wrażliwości i wartości, traktujący widzów i bohaterów dojrzale, a jednocześnie (to wcale nie musi się łączyć) z szacunkiem? Komasa pokazał, że takie założenia nie muszą być utopijne.

W Bożym Ciele – podobnie jak w świetnym, nominowanym w tej samej kategorii Parasite Bonga Joon-ho – udało się uchwycić lokalną specyfikę, która okazała się zaskakująco uniwersalna. W wywiadzie dla „Plusa Minusa” Komasa mówił o tym, że jego film w Stanach Zjednoczonych trafił do liberałów, „którzy […] zastanawiają się, dlaczego przegrali. Nagle próbują zrozumieć wyborców Trumpa, ich tradycyjną religijność, zacząć z nimi rozmawiać, a może i przyznać się do własnych religijnych tęsknot”.

 
W rozmowie opublikowanej na łamach „Polityki” reżyser dzielił się informacjami o tym, że kilku amerykańskich producentów jest zainteresowanych zrobieniem remake’u Bożego Ciała w postaci anglojęzycznego serialu. Ponoć w Teksasie znajduje się nawet miasteczko o nazwie Corpus Christi.

 

Arlie Russell Hochschild w książce Obcy we własnym kraju z 2016 roku dokonała wnikliwej analizy mieszkańców południa Stanów Zjednoczonych – przedstawiła ich w sposób wolny od najbardziej oczywistych schematów, które zdominowały media i popkulturę, zrezygnowała z protekcjonalnego pouczania, bezpieczną perspektywę socjologicznego szkiełka i oka zastąpiła ryzykiem spotkania i dialogu.

Komasa swoim filmem zrobił coś podobnego, a może nawet dokonał czegoś więcej. Parafrazując tytuł pracy Hochschild, można powiedzieć, że trafił do ludzi, którzy wcześniej czuli się obcy we własnym kinie. To naprawdę duże osiągnięcie.

Komentarze

Ten post dostępny jest także w języku: Polish