Łukasz Krawczyński

Łukasz Krawczyński

Więcej

Trójnogie machiny i kosmiczni kowboje. “Science fiction” Davida Seeda

Nieśmiertelna historia o wybuchu paniki, jaka ogarnęła New Jersey na rok przed wybuchem drugiej wojny światowej z powodu nadawanej w radiu audycji Orsona Wellesa na podstawie Wojny światów pokazuje, że dystans między wizją SF a rzeczywistością można mierzyć nie latami świetlnymi, ale długością fal radiowych, które docierają do domowego odbiornika.

Wystarczyło lekko zadrasnąć te wszystkie cuda techniki albo strącić hełm z głowy futurystycznego pilota, by przekonać się, że statek to sprytnie oklejony stary Little Boy, a pod czarnym wizjerem kasku kryje się twarz Kurtza z Conradowskiego Jądra ciemności.

Z popularnością radiowej historii, idą w parze obrazy przedstawiane przez SF. Czołówka z pierwszego Blade Runnera, przypominający katedrę statek Nostromo z cyklu Aliens albo opisy Diuny Franka Herberta. Albo cała śmieciowa twórczość, z kosmicznymi kowbojami w designerskich skafandrach. Zawsze mnie to urzekało. Ale tak samo lubiłem też to, że wystarczyło lekko zadrasnąć te wszystkie cuda techniki albo strącić hełm z głowy futurystycznego pilota, by przekonać się, że statek to sprytnie oklejony stary Little Boy, a pod czarnym wizjerem kasku kryje się twarz Kurtza z Conradowskiego Jądra ciemności.

 

Książka Seeda czerpie z całego dorobku SF, jednocześnie pokazując jak zróżnicowana i pojemna jest ta twórczość. To zresztą największa zaleta tej książki, bo wydobywa wszystkie te rzeczy, które kryją się za całym futurystycznym kramem, by pokazać, że zarówno za skafander z folii aluminiowej, jak i najefektowniejszy komputerowy CGI symbolizuje te same lęki i nadzieje.

W twórczości SF laser wymierzony w tych dobrych – którzy często wykazują się zresztą mocno szowinistycznym i kolonizatorskim charakterem – mógłby mieć rękojeść od Mausera, a pokracznie zwisające na sznurku UFO ze starych filmów, gdyby odciąć je od sznurka, mogłoby wypalić cień ludzi na ocalałej ścianie.

 

Seed porządkuje materiał na rozdziały poświęcone zagadnieniom takim jak pierwszy kontakt, technologie czy utopie/dystopie. Dobiera materiał w sposób, który pozwala zauważyć, że w twórczości SF laser wymierzony w tych dobrych – którzy często wykazują się zresztą mocno szowinistycznym i kolonizatorskim charakterem – mógłby mieć rękojeść od Mausera, a pokracznie zwisające na sznurku UFO ze starych filmów, gdyby odciąć je od sznurka, mogłoby wypalić cień ludzi na ocalałej ścianie.

 

W jednym z fragmentów książki Seed przywołuje postać Guliwera, o którego przygodach pisał Swift. W krainie Liliputów bohaterowi rzeczy wydają się fantastycznie odległe. Wystarczy jednak, by znalazł się w krainie Olbrzymów: tu widzi wszystko w wielkim i przerażającym zbliżeniu. To trochę jak z SF. Z daleka te wszystkie trójnogie machiny albo kosmiczni kowboje wyglądają śmiesznie. Ale widziani z bliska – albo słyszani w radiu – mogą pokazać mniej odległe, ale groźniejsze oblicze. A także o wiele bardziej znajome. Warto zajrzeć do książki Seeda, by przekonać się jak wyglądało to na przestrzeni ponad stu lat. A później warto rozejrzeć się po dziale SF księgarni, by przygotować się – na fantastyczne teraz.

Komentarze

Ten post dostępny jest także w języku: angielski

11.05.2018

Inne teksty tego autora

Dlaczego warto oglądać filmy postapokaliptyczne?

Odliczanie do nowego roku nie mogło zagłuszyć drugiego, jeszcze cichego – ale coraz bardziej natarczywego – odliczania. Puszczony w ruch na fali zimnowojennego zagrożenia Zegar Zagłady da się słyszeć ...

Ośrodek przyjemności. Czy warto ufać instynktom?

Książka Kringelbacha tylko w części składa się z opisu badań nad zachodzącymi w mózgu procesami. Uzupełniona o liczne anegdoty, wchodząca na tereny antropologii i psychologii, praca ta pokazuje, jak w...