Józef Piórczyński

Józef Piórczyński

Historyk filozofii, nauczyciel akademicki
Więcej

Marcin Luter zdemitologizowany

Przed wieloma laty Leszek Kołakowski zauważył, że z teoretycznego punktu widzenia w zasadzie wszystkie stanowiska, koncepcje, sposoby interpretacji, herezje itp. właściwe chrześcijaństwu ujawniły się już w pierwszych jego wiekach.  Z takiej perspektywy rozważane późniejsze chrześcijaństwo nie wnosi nic istotnie nowego w sensie ideowo-poznawczym do dziejów wiedzy ludzkiej. W końcu np. w sprawie pojmowania czynów ludzkich Luter wzoruje się na koncepcji średniowiecznego mistyka Mistrza Eckharta. Czyny nie mogą wzniecić ani wzmocnić wiary, a kto liczy, że dzięki nim będzie zbawiony, traktuje Boga tak – jak mówi Eckhart – jak ktoś krowę, którą utrzymuje dla masła i sera. Luter to samo wyraża w ten sposób, że wolność chrześcijańska polega na tym, że chrześcijanin w swojej wierze jest wolny od uczynków. Co więc powoduje, że pewne idee od dawien dawna znane w jednych epokach rozpalają umysły, wpływają na kształt ludzkiego bytowania,  w innych zaś są skazane niemalże na totalne przemilczenie?

 

Hegel zaliczył Lutra, obok np. Sokratesa czy Napoleona, do bohaterów historii, wielkich postaci określających jej bieg. Hegel, wbrew temu, że jest uznany za najwybitniejszego przedstawiciela niemieckiego idealizmu, patrzył na świat trzeźwo i rozumnie (bo wtedy, jak mówił, świat patrzy na człowieka rozumnie). Jednostka ni stąd, ni zowąd nie może stać się bohaterem historii; a to, co robi, jako bohater, musi być w samej historii zakorzenione. Sokrates był bohaterem historii, bo odsłonił wymiar wolności indywidualnej bytu ludzkiego – ale mogło się to stać tylko dlatego, że owa wolność zakiełkowała już w Ateńczykach, choć oni sami nie zdawali sobie z tego sprawy.

 

Ruch reformy przybrał rozmiary największe i najbardziej skuteczne w Niemczech. Niemcy były krajem upośledzonym, rozbitym, opóźnionym gospodarczo, słabym, bez widoków na obsadzenie tronu papieskiego, krajem, którego mieszkańcy byli poddani także wyraźnemu uciskowi przez własne władze kościelne. Był to zarazem czas skorumpowanych papieży i degrengolady Rzymu. Luter stał się przywódcą nowego ruchu, gdy okazało się, że jego własne idee religijne zbiegają się z interesami prawie wszystkich warstw społeczeństwa niemieckiego. Lutra zasada usprawiedliwienia z wiary (wiarą człowiek spełnia wszystkie boskie przykazania) nabrała różnych znaczeń w zależności od tego, jakie były zainteresowania tych, którzy akceptowali naukę Lutra. Dla Lutra zasada miała sens czysto religijny, dla społeczeństwa niemieckiego sens praktyczny, obliczalny w pieniądzach. Na kościół nie trzeba było już płacić, ani ten w Niemczech, ani na ten w Rzymie. Gdy więc idee te obiegły Niemcy, nastąpiło spontaniczne organizowanie się życia kościelnego. Tak Luter stał się wielkim reformatorem. 

 

Przed ćwierćwieczem socjolog prof. Jan Malanowski zastrzegł sobie, że udzielony pewnemu warszawskiemu tygodnikowi wywiad może być opublikowany dopiero po jego śmierci. Powodem tego była jego w pewnym zakresie i z umiarkowaniem wyrażona pozytywna ocena protestantyzmu. Pamiętam też, jak przed około dwudziestu laty student był oburzony, że w ogóle na wykładzie z filozofii można mówić o kimś takim jak Luter. Teraz, kiedy studenci mają do wyboru różne tematy prac, chyba nie wybierają rzadziej niż inne jako temat naukę Lutra. Można powiedzieć, bliżej tego nie określając, że postawa wobec Lutra zmieniła się. Jednak wiedza o Lutrze jest dosyć powierzchowna, rozproszona, nieodróżniająca tego, co istotne, od tego, co okolicznościowe, wręcz niedocierająca do jego podstawowych tez i zasad albo traktująca je w sposób nieprzejrzysty i mało zrozumiały. Nawet przepisywane przez studentów prace nie są dobre, bo źródła, z których korzystają, cierpią na mało analityczne potraktowanie poglądów Lutra.

 

Książka Lyndal Roper wypełnia do pewnego stopnia braki w polskiej literaturze poświęconej reformacji jako właśnie biografia Lutra, jako opis historii jego życia, ujętego w następstwie czasowym i wymiarze synchronicznym. Bardzo trafną opinię znajdujemy na okładce książki: „Bogato udokumentowana biografia Marcina Lutra potraktowana w szerokim kontekście jego działalności. Spotkanie z bohaterem zdemitologizowanym, nie z symbolem, lecz żywym człowiekiem”. Autorka książki bardzo trzeźwo patrzy na Lutra, podążając za zmiennymi i trudnymi kolejami jego życia. Dla zainteresowanych żywotami  wielkich, a może tylko pozornie wielkich ludzi, książka jest nadzwyczaj cenna ze względu na opis faktów, zdarzeń, sekwencji zdarzeń.  I co z tego wynika: wnuk chłopa z Turyngii o chłopskich cechach: uparty, grubiański, apodyktyczny, przejęty sprawami religijnymi. Gdzie tu bohater historii, jak mówił o nim Hegel, gdzie tu geniusz religijny, jak mówią o nim inni. Rzeczywiście książka demitologizuje Lutra.

 

Także na okładce  ks. prof. dr hab. Marcin Hinz pisze, że książka jest „w wielu miejscach kontrowersyjna”. Moim zdaniem, można tę opinię odnieść do psychoanalitycznej formuły stosowanej przez autorkę  w rozważaniach nad życiem, twórczością i działalnością religijno-społeczną Lutra. Wywodzi na przykład  obraz groźnego, karzącego, palącego ogniem Boga Lutra z cech jego apodyktycznego ojca. (Luter pisał np.: „Ludziom wydaje się, że Bóg jest głośno ziewającą gębą, i tylko tę gębę szeroko rozdziawia albo że jest poczciwym człowiekiem, który pozwala innym sypiać  z własną żoną i udaje, że tego nie widzi”.)  Wartość takich interpretacji jest wątpliwa, choćby z tego powodu, że tezy psychoanalizy, jak wielu nauk humanistycznych, są niewywrotne (np. freudysta ma rację, gdy pacjent potwierdza jego diagnozę, i także wtedy – i nawet większą – gdy jej zaprzecza). Na szczęście, wbrew zapowiedziom autorki ze wstępu do książki, owe analizy freudowskiej proweniencji są nieliczne i nie mają w gruncie rzeczy wpływu na walory książki jako na sumienne, wymagające olbrzymiego nakładu pracy, bardzo szeroko oparte na źródłach przedstawienie historii życia Lutra.

 

Wiedza zawarta w książce może służyć czytelnikowi jako podstawa do zadawania dalszych pytań: czy to wyczerpuje sens i znaczenie dokonań Lutra. Czy – jak pisał współczesny Lutrowi i przez pewien czas jego zwolennik, Sebastian Franck – nauka Lura jest „małpią zabawą”, skoro Luter pisał: „Bóg nakazuje i Bóg spełnia”?  Czy przeoczamy w ten  sposób wielkość Lutra? Czy mamy prawo stosować wobec  wielkich ludzi oceny moralne ich czynów wedle kryteriów, które stosujemy wobec zwykłych ludzi?  Czy nie jesteśmy wobec wielkich ludzi jak opisywany przez Hegla (i Goethego) kamerdyner historii, który o królu wypowiadającym wojny czy sypiającym z żonami swoich marszałków mówi: król to łajdak, a ja jestem porządny człowiek, bo nie wypowiadam wojen, nie sypiam z cudzymi żonami. Według Hegla stosowanie takich kryteriów wobec wielkich ludzi świadczy o tym, że nie rozumiemy, co dzieje się w świecie.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Komentarze

Ten post dostępny jest także w języku: angielski

22.11.2017

Inne teksty tego autora

Wielość Reformacji

Niewielkich rozmiarów książka Petera Marshalla, Reformacja, stara się objąć całość zjawisk składających się na dzieje Reformacji w ich zróżnicowaniu niepoddającym się łatwo klasyfikacjom i generalizac...

„W mroku uczonej niewiedzy” Karola Tarnowskiego

W mroku uczonej niewiedzy to zapis rozmowy z Karolem Tarnowskim, w której filozof przedstawia swoje ukształtowane przez lata i rzetelnie przepracowane poglądy. Czyni to nie narzucając własnych racji, ...