Marcin Giełzak

Marcin Giełzak

Przedsiębiorca, dziennikarz, autor i współautor książek i artykułów, ekspert w dziedzinie nowoczesnych technologii i innowacyjnych modelów biznesowych.
Więcej

Afryka w zwierciadle sztuki

Afrykanistyka, w polskim kontekście, wydaje się dziedziną wiedzy równie egzotyczną, co dalekie kraje, którymi się zajmuje. Nasi uczeni, w przeciwieństwie do kolegów i koleżanek z Anglii czy Francji, nie mają oczywistych powodów zaangażowania właśnie w ten obszar badań. Polska nie posiada kolonialnej przeszłości. Nasze firmy nie są potentatami na afrykańskich rynkach. MSZ nie czeka na analizy sytuacji z tej części świata ze szczególną troską. Paradoksalnie jednak, popularne spojrzenie na Afrykę w naszym kraju jest klasycznie (żeby nie powiedzieć: krzywdząco) post-kolonialne.

 

Rodzime badania nad Czarnym Lądem mają tymczasem długą tradycję. W dwudziestoleciu międzywojennym powstał w Warszawie prężny ośrodek znawców zagadnień etiopskich zgromadzony wokół Izaaka Wajnberga. Jego dzieło kontynuował wykształcony we Francji Seweryn Strelcyn. To w dużej mierze za sprawą jego starań w latach 50. afrykanistyka stała się osobą dyscypliną akademicką, wykładaną w ramach struktur Instytutu (później: Wydziału) Orientalistycznego UW. Jednostka ta istnieje do dziś. Oprócz niej, funkcjonuje też Polskie Towarzystwo Afrykanistyczne oraz krakowskie Jagiellońskie Centrum Badań Afrykanistycznych. Od 1993 roku działa również Instytut Afrykański założony przez Johna Godsona, bardziej znanego jako poseł z ziemi łódzkiej na Sejm VI i VII kadencji. Regularnie okazuje się też pismo naukowe „Afryka”.

 

Pewien wkład w lepsze zrozumienie największego z kontynentów ma także Uniwersytet Łódzki. Jako student historii brałem udział w wykładach poświęconych współczesnej Afryce prowadzonych przez dr Artura Rosiaka. Dla mnie, jak i pewnie dla większości słuchaczy, były pierwszą próbą wejścia w zagadnienia afrykańskie w sposób wolny od stereotypów. Myślę, że podobne intencje przyświecały pracownikom Katedry Historii Sztuki tej samej uczelni, którzy zaczęli budować trwalsze fundamenty dla badań nad Afryką w Łodzi. Mam tutaj na myśli nie tylko działalność dydaktyczną i badawczą, ale też organizację wydarzeń oraz współpracę z innymi ośrodkami – w kraju i za granicą.  Przykładem takiej inicjatywy była konferencja naukowa „Afrykańska tradycja – afrykańska nowoczesność”, która odbyła się w zabytkowych wnętrzach Pałacu Biedermanna. W związku z tym, że w świecie nauki przetrwać może tylko to, co pozostanie na piśmie, z zadowoleniem należy przyjąć, że referaty ogłoszone w toku tego wydarzenia zostały zebrane i wydane w ramach tomu Afryka i (post)kolonializm pod redakcją Anety Pawłowskiej i Julii Sowińskiej-Heim.

 

Oceniając książkę po okładce moglibyśmy się spodziewać pracy poświęconej zagadnieniom politycznym. Nic bardziej mylnego. Oczywiście, gdy mowa o Czarnym Lądzie nie sposób zupełnie uciec od relacji władzy, pieniądza, przemocy. Ta pozycja daje jednak spojrzenie na afrykańską tradycję i społeczność przez pryzmat zupełnie odmienny od tego, do jakiego jesteśmy przyzwyczajeni: sztuki, architektury, poezji. Autorzy nie patrzą na nigeryjskie czy senegalskie miasto jak na obszar wojennych zniszczeń, ale jako na przestrzeń twórczej kreacji; także – jako na miejsce, gdzie ścierają się ze sobą miejscowa tradycja i obce wpływy. Takie spojrzenie można też rzucić w przeszłość, jak to czyni Ewa Kubiak w ciekawym tekście o Afryce i Afrykanach w sztuce brazylijskiej okresu kolonialnego. Zawarte w tym tomie artykuły, pozwalają nam też spojrzeć na dobrze znane fenomeny – jak ruch surrealistyczny – z perspektywy jego odległych, afrykańskich recepcji. Najbardziej znaną spośród nich była idea négritude, czyli murzyńskości, „spopularyzowana” nad Wisłą za sprawą mało fortunnych wypowiedzi dawnego szefa naszej dyplomacji.

 

W jednym z tekstów zawartych w tym tomie, pojawia się cytat z Andre Malraux, który otwierał Pierwszy Światowy Festiwal Czarnych Sztuk w senegalskim Dakarze. Ówczesny francuski minister kultury mówił o afrykańskich twórcach, którzy „wytyczają linię duchowego rozwoju kontynentu”. Ciekawie jest ten proces obserwować z oddalenia, w czasach gdy Afrykanie faktycznie mają możliwość wziąć sprawy swoich krajów we własne ręce. Mimo wszelkich różnic, ten akurat kontekst afrykańskich zmagań powinien być Polakom bliski.

 

 

Komentarze

Ten post dostępny jest także w języku: angielski

14.03.2017

Inne teksty tego autora

Łódź: Biografia

Najlepsze historie miast czyta się jak biografie. Wiedział to Simon Sebag Montefiore, który swój bestseller o Jerozolimie opatrzył podtytułem: A Biography. Gęstość zaludnienia i intensywność zabudowy ...

Wojna i pokój na Sri Lance

Indyjski pisarz i dyplomata Shashi Tharoor powiedział kiedyś, że jeśli Ameryka to tygiel, w którym stapiają się różne nacje, to subkontynent wraz z wyspiarskimi przyległościami przypomina raczej thali...